poniedziałek, 17 maja 2021
czwartek, 4 lutego 2021
środa, 16 grudnia 2020
środa, 9 grudnia 2020
niedziela, 8 listopada 2020
poniedziałek, 31 sierpnia 2020
poniedziałek, 24 sierpnia 2020
wtorek, 4 sierpnia 2020
poniedziałek, 20 lipca 2020
poniedziałek, 29 czerwca 2020
środa, 2 grudnia 2015
Odchodzą od nas wielcy patrioci, ostatni naoczni świadkowie tragedii II wojny światowej. W listopadzie zmarł Mieczysław Kita, członek ruchu oporu, więzień obozów koncentracyjnych. Wspomina go Magdalena Grzmil.
26 listopada 2015 roku zmarł w wieku 95 lat mieszkaniec naszego miasta Pan Mieczysław Kita. Ktoś powie „piękny wiek”, ale tylko ci, którzy znali Pana Mieczysława wiedzą, że jego życie miało swój tragiczny okres.
Mieczysław Kita urodził się w 1920 r. w Psarach-Podłazach niedaleko Kielc. Po ukończeniu szkoły powszechnej rozpoczął pracę zarobkową. Od 1940 r. działał w konspiracyjnej organizacji Związek Walki Zbrojnej (później AK). W październiku 1941 r. został aresztowany za działalność w ruchu oporu. Z więzienia w Kielcach trafił do obozu w KL Auschwitz, gdzie był więziony do października 1944 r. (w kwietniu 1943 r. na miesiąc został wywieziony do Neuengamme). Przetransportowany do Gross-Rosen, przebywał tam do lutego 1945 r. Następnie pracował w podobozie Hersbruck należącym do KL Flossenbürg oraz – przez kilka dni – Dachau, gdzie wreszcie 29 kwietnia 1945 roku doczekał wyzwolenia przez armię amerykańską. Po wojnie pracował w Zakładach Metalowych „Mesko”.
Pana Mieczysława poznałam w dzieciństwie. Często przychodził do moich rodziców, był naszym najbliższym sąsiadem. Chętnie opowiadał o swoim życiu, także o tych najcięższych latach, kiedy najpierw narażał swoje życie walcząc w konspiracji, a potem po aresztowaniu i czasie pobytu w obozach, „skąd wyjście na wolność wiodło tylko przez komin krematorium”, kiedy pozbawiony człowieczeństwa był tylko numerem. Widok tego numeru utkwił mi szczególnie w pamięci – wytatuowany na całe życie trochę „koślawo” numer 23008, który do końca życia przypominał…
Opowiadał o okrucieństwie nazistów, którzy w nieludzki sposób traktowali więźniów i w bestialski sposób pozbawiali ich życia. Słyszałam wiele razy różne opowieści o tym, jak ciężko musiał pracować, ile razy musiał użyć sprytu i odwagi, a czasem ile szczęścia miał, kiedy zdobywał pożywienie lub udawało mu się uniknąć śmierci albo uratować życie kolegom.
Swoje niewiarygodne lecz prawdziwe przeżycia z tych okrutnych lat Pan Mieczysław opisał po 67 latach w pamiętniku zatytułowanym „Ja tam byłem” (wydanym przez Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau w 2009 r.). To niezwykle cenne, choć tragiczne wspomnienia, bardzo ważne, że spisane. Dla potomnych, aby nie zapomnieć…
Na mszę żałobną ze sztandarem Związku Inwalidów Wojennych przybyła młodzież. Choć to tylko kilka osób, ale oni pewnie pamiętają, bo Pan Mieczysław często w wielu szkołach naszego miasta opowiadał o swoich obozowych przeżyciach. Dla uczniów były to żywe lekcje historii. Oby jak najdłużej je zapamiętali.
W imieniu Rodziny, w bardzo wzruszających słowach Zmarłego pożegnała wnuczka. A mnie znowu, jak kiedyś ten numer 23008, w pamięci zapadło życzenie Pana Mieczysława - żeby jego ciało w solidarności z kolegami, którzy nie przeżyli obozu, zostało skremowane.
Panie Mieczysławie – nie zapomnimy…
Magdalena Grzmil
Zdjęcie: archiwum rodzinne
Komentarze (1):
· odpowiedz
· zgłoś